12 czerwca. Trzeci dzień naszej wielkiej wyprawy. Budzimy się rano w pokoju na poddaszu u Doroty i Ziemka i zaczynamy się pakować. Kacper pomaga zwinąć śpiwory i maty samopompujące, Kasia pakuje ubrania. Schodzimy na dół na śniadanie, wpisujemy się jeszcze do księgi pamiątkowej (w której jest już całkiem sporo wpisów od couchsurfer'ów - nasi gospodarze są już bardzo doświadczeni, mają 100 referencji) i pakujemy klamoty do samochodu. Dziękujemy za gościnność, żegnamy się z Dorotą i ruszamy w drogę. Cel - Góry Stołowe!
Jadąc drogą krajową nr 8 nie możemy się nadziwić pięknu okolicznych terenów. Na horyzoncie pokazują się co raz to nowe pasma górskie: Pasmo Ślęży, Góry Sowie. Uśmiechamy się radośnie i wciąż lekko nie dowierzamy, że to dzieje się naprawdę. Marzyliśmy o tym wyjeździe od niemalże roku, z miesiąca na miesiąc starając się konkretyzować plany. Wydawało się to takie odległe, niewyobrażalne, praktycznie niemożliwe... Jak to, z trójką małych dzieci wybierać się w kilkutygodniową podróż? A teraz już za nami pierwszy cel - Wrocław i mkniemy ku kolejnym. Dziwne uczucie, mieszanka radości, zdumienia, ekscytacji.
Wjeżdżamy do Kotliny Kłodzkiej i naszą uwagę przykuwa duża ilość brązowych drogowskazów, zachęcających do odwiedzenia licznych zabytków. Postanawiamy tu wrócić w nieodległej przyszłości, tymczasem ruszamy dalej. Nieco zniszczona droga wojewódzka prowadzi nas przez Ścinawkę Dolną i Średnią. Jedziemy przez pustawe, rolnicze tereny, zabudowane dawnymi PGR'ami - przypomina to nam nasz rodzimy Beskid Niski. Z daleka dostrzegamy dziwną, płaską górę i rozpoznajemy w niej cel naszej dzisiejszej wędrówki - najwyższy szczyt Gór Stołowych, Szczeliniec Wielki. W końcu docieramy do Radkowa i wjeżdżamy w piękne lasy przez które prowadzi Droga Stu Zakrętów. Wzdłuż drogi pojawiają się pierwsze skały, które świadczą o tym, że znajdujemy się już w Górach Stołowych. Zatrzymujemy samochód na parkingu pod niewielkim pensjonatem w centrum Karłowa i ruszamy na szlak.
Podążamy początkowo za żółtymi znakami. Szlak prowadzi po asfaltowej drodze, wzdłuż której ciągną się budki z pamiątkami, chińskimi zabawkami i słodyczami. Całe szczęście udaje nam się pokonać tą niebezpieczną strefę bez uszczerbku na zawartości portfela. Wkrótce asfalt zamienia się w ubitą ziemię, a kilkaset metrów dalej w zwykłą, leśną ścieżkę. Na rozwidleniu szlaku idziemy w lewo, kontynuując za żółtymi znakami. Po pokonaniu kilkudziesięciu (kilkuset?) schodów dochodzimy do pierwszych skał. Imponujące piaskowce formują rozmaite kształty, które pobudzają wyobraźnię. Szlak prowadzi pomiędzy nimi, miejscami przez wąskie i niewysokie przejścia, które zmuszają wysokiego Tatę do gimnastyki. Po niespełna 40 minutach marszu docieramy do schroniska na Szczelińcu.
Schronisko na Szczelińcu powstało w 1845 roku na miejscu wcześniejszej drewnianej wiaty z 1815 r. Wzniesiono je w stylu tyrolskim, z inicjatywy miłośnika Gór Stołowych - niejakiego Franza Pabla i nazwano Schwaizerei, co przetłumaczono po wojnie na polską nazwę Szwajcarka. Przed schroniskiem, na skraju urwiska znajduje się taras widokowy, z którego rozciąga się piękna panorama czeskiej części Gór Stołowych - Broumovskich Ścian, a także majaczących na horyzoncie Gór Wałbrzyskich.
Korzystając z pięknej, słonecznej pogody siadamy przy stoliku nieopodal skraju przepaści, wyciągamy nasze kanapki i termos i jemy drugie śniadanie. Sielankę mąci jedynie obawa, gdy któreś z dzieci (zwłaszcza najmniejsza Ola) zbliża się zanadto do barierki. Po około półgodzinnym relaksie ruszamy w dalszą drogę, dopingowani dodatkowo przez wiatr, który zwiastował nadciągający deszcz.
Tym razem podążamy czerwonym szlakiem wytyczonym po szczycie Szczelińca i biegnącym przy najciekawszych formacjach skalnych. Będąc szczęśliwymi posiadaczami Kart Dużej Rodziny nie musimy płacić za wstęp do parku narodowego. Z każdą minutą wzmagał się wiatr, dlatego nie spędzamy za dużo czasu na szczytach skałek, na które prowadzą schody z metalowej kraty. Pod skałkami jest zdecydowanie spokojniej. Wkrótce szlak poprowadzi nas pomiędzy drzewa, wśród których schowane są kolejne skały. Szlak kluczy pomiędzy nimi, czasem wymaga przeciśnięcia się przez naprawdę wąskie gardło, innym razem wręcz przejścia na kolanach. Najwięksi mają najgorzej (biedny Tato...), a jeśli uwzględnić jeszcze nosidło turystyczne z Olą, które Tato niesie na plecach - przejście stanowi spore wyzwanie.
Szczególną atrakcją jest dla nas zejście do Piekiełka - głębokiego, wąskiego wąwozu, otoczonego ze wszystkich stron wysokimi skałami. Pomagamy sobie łańcuchami i schodzimy ostrożnie, uważając by nie poślizgnąć się na mokrych kamieniach. W pewnym miejscu jest tak wąsko, że Tato musi ściągnąć nosidło i nieść je przed sobą, w rękach. Na dole czeka nas niespodzianka - spore łaty śniegu, które - mimo, że jest już połowa czerwca - nie zdążyły stopnieć. Nic dziwnego, promienie słoneczne nie docierają tu chyba nigdy, a temperatura jest tak niska, że z ust wydobywają się nam kłęby pary. Przechodzimy wąwóz i wychodzimy przez wąskie przejście w górę, zastanawiając się dlaczego tak zimne miejsce nazwane jest Piekiełko? Czyżby nazwę nadawał mieszkaniec dalekiej Północy?
Dochodzimy do ostatniego tarasu widokowego, z widokiem w stronę Karłowa. Prosimy przechodzące starsze holenderskie małżeństwo o zrobienie nam wspólnego zdjęcia i idziemy dalej. Mocny wiatr i pierwsze krople deszczu nie zachęcają do dłuższego pobytu na otwartej przestrzeni. Z ulgą chowamy się między drzewami. Po jakimś czasie dochodzimy do znanego nam już rozwidlenia szlaków i schodzimy w kierunku zabudowań. Całe szczęście, deszcz postanawia nas oszczędzić i przestaje padać. Tym razem decydujemy się kupić w turystycznych straganach pocztowkę i magnes (tradycji musi stać się zadość). Po drodze zauważamy jeszcze gospodę, która kusi dużym napisem "PIEROGI". Nie dajemy się dwa razy prosić i wchodzimy do środka. Świeżutkie pierogi smakują wybornie, apetyty mamy wyostrzone. Zadowoleni wracamy do samochodu i ruszamy w kierunku Wałbrzycha, gdzie planujemy kolejny nocleg.
Tym razem nie korzystamy z Couchsurfingu, a z gościnności mamy naszych sąsiadów - pani Eli. I cóż, musimy przyznać, że po raz kolejny jesteśmy wręcz onieśmieleni życzliwością i gościnnością, której doświadczamy. Czeka na nas ciepły obiad z deserem, a do dyspozycji mamy dwa pokoje! Cóż za królewskie warunki :-)
A oto wszystkie wpisy z cyklu Wielka Wyprawa:
1. Dzień 1 i 2: Szukając krasnoludków we Wrocławiu
2. Dzień 3: Szczeliniec Wielki
3. Dzień 4: Opowieści ze Skalnego Miasta w Adrspachu oraz wałbrzyskie Palmiarnia i Książ
4. Dzień 5: Zoo w Pradze
5. Dzień 6 i 7: Praga z trójką dzieci
6. Dzień 8: Między Pragą, a Schwarzwaldem - część 1. Karlstejn, Walhalla i steki ze strusia
7. Dzień 9 i 10: Między Pragą, a Schwarzwaldem - część 2. Niemieckie przysmaki, miasto-wyspa Lindau nad jeziorem Bodeńskim i Góra Małp
8. Dni 11-16: Tydzień w Schwarzwaldzie i okolicach
9. Dzień 17: Bajkowy Neuschwanstein i wędrówka po Tegelbergu
10. Dzień 18 i 19: Najpiękniejsze miejsca w Austrii: Salzburg i Halstatt
Forma: samochód, turystyka piesza
Dystans: 3,4 km wędrówki + 176 km samochodem (Wrocław -> Karłów -> Wałbrzych)
Trasa: Wrocław -> Karłów, Karłów - (żółtym szlakiem) - Schronisko PTTK "Na Szczelińcu" - Szczeliniec Wielki - (czerwonym szlakiem) - Karłów, Karłów -> Wałbrzych
Jadąc drogą krajową nr 8 nie możemy się nadziwić pięknu okolicznych terenów. Na horyzoncie pokazują się co raz to nowe pasma górskie: Pasmo Ślęży, Góry Sowie. Uśmiechamy się radośnie i wciąż lekko nie dowierzamy, że to dzieje się naprawdę. Marzyliśmy o tym wyjeździe od niemalże roku, z miesiąca na miesiąc starając się konkretyzować plany. Wydawało się to takie odległe, niewyobrażalne, praktycznie niemożliwe... Jak to, z trójką małych dzieci wybierać się w kilkutygodniową podróż? A teraz już za nami pierwszy cel - Wrocław i mkniemy ku kolejnym. Dziwne uczucie, mieszanka radości, zdumienia, ekscytacji.
Wjeżdżamy do Kotliny Kłodzkiej i naszą uwagę przykuwa duża ilość brązowych drogowskazów, zachęcających do odwiedzenia licznych zabytków. Postanawiamy tu wrócić w nieodległej przyszłości, tymczasem ruszamy dalej. Nieco zniszczona droga wojewódzka prowadzi nas przez Ścinawkę Dolną i Średnią. Jedziemy przez pustawe, rolnicze tereny, zabudowane dawnymi PGR'ami - przypomina to nam nasz rodzimy Beskid Niski. Z daleka dostrzegamy dziwną, płaską górę i rozpoznajemy w niej cel naszej dzisiejszej wędrówki - najwyższy szczyt Gór Stołowych, Szczeliniec Wielki. W końcu docieramy do Radkowa i wjeżdżamy w piękne lasy przez które prowadzi Droga Stu Zakrętów. Wzdłuż drogi pojawiają się pierwsze skały, które świadczą o tym, że znajdujemy się już w Górach Stołowych. Zatrzymujemy samochód na parkingu pod niewielkim pensjonatem w centrum Karłowa i ruszamy na szlak.
Podążamy początkowo za żółtymi znakami. Szlak prowadzi po asfaltowej drodze, wzdłuż której ciągną się budki z pamiątkami, chińskimi zabawkami i słodyczami. Całe szczęście udaje nam się pokonać tą niebezpieczną strefę bez uszczerbku na zawartości portfela. Wkrótce asfalt zamienia się w ubitą ziemię, a kilkaset metrów dalej w zwykłą, leśną ścieżkę. Na rozwidleniu szlaku idziemy w lewo, kontynuując za żółtymi znakami. Po pokonaniu kilkudziesięciu (kilkuset?) schodów dochodzimy do pierwszych skał. Imponujące piaskowce formują rozmaite kształty, które pobudzają wyobraźnię. Szlak prowadzi pomiędzy nimi, miejscami przez wąskie i niewysokie przejścia, które zmuszają wysokiego Tatę do gimnastyki. Po niespełna 40 minutach marszu docieramy do schroniska na Szczelińcu.
Schronisko na Szczelińcu powstało w 1845 roku na miejscu wcześniejszej drewnianej wiaty z 1815 r. Wzniesiono je w stylu tyrolskim, z inicjatywy miłośnika Gór Stołowych - niejakiego Franza Pabla i nazwano Schwaizerei, co przetłumaczono po wojnie na polską nazwę Szwajcarka. Przed schroniskiem, na skraju urwiska znajduje się taras widokowy, z którego rozciąga się piękna panorama czeskiej części Gór Stołowych - Broumovskich Ścian, a także majaczących na horyzoncie Gór Wałbrzyskich.
Polub nas na Facebooku, aby nie przegapić kolejnych wpisów!
Korzystając z pięknej, słonecznej pogody siadamy przy stoliku nieopodal skraju przepaści, wyciągamy nasze kanapki i termos i jemy drugie śniadanie. Sielankę mąci jedynie obawa, gdy któreś z dzieci (zwłaszcza najmniejsza Ola) zbliża się zanadto do barierki. Po około półgodzinnym relaksie ruszamy w dalszą drogę, dopingowani dodatkowo przez wiatr, który zwiastował nadciągający deszcz.
Tym razem podążamy czerwonym szlakiem wytyczonym po szczycie Szczelińca i biegnącym przy najciekawszych formacjach skalnych. Będąc szczęśliwymi posiadaczami Kart Dużej Rodziny nie musimy płacić za wstęp do parku narodowego. Z każdą minutą wzmagał się wiatr, dlatego nie spędzamy za dużo czasu na szczytach skałek, na które prowadzą schody z metalowej kraty. Pod skałkami jest zdecydowanie spokojniej. Wkrótce szlak poprowadzi nas pomiędzy drzewa, wśród których schowane są kolejne skały. Szlak kluczy pomiędzy nimi, czasem wymaga przeciśnięcia się przez naprawdę wąskie gardło, innym razem wręcz przejścia na kolanach. Najwięksi mają najgorzej (biedny Tato...), a jeśli uwzględnić jeszcze nosidło turystyczne z Olą, które Tato niesie na plecach - przejście stanowi spore wyzwanie.
Szczególną atrakcją jest dla nas zejście do Piekiełka - głębokiego, wąskiego wąwozu, otoczonego ze wszystkich stron wysokimi skałami. Pomagamy sobie łańcuchami i schodzimy ostrożnie, uważając by nie poślizgnąć się na mokrych kamieniach. W pewnym miejscu jest tak wąsko, że Tato musi ściągnąć nosidło i nieść je przed sobą, w rękach. Na dole czeka nas niespodzianka - spore łaty śniegu, które - mimo, że jest już połowa czerwca - nie zdążyły stopnieć. Nic dziwnego, promienie słoneczne nie docierają tu chyba nigdy, a temperatura jest tak niska, że z ust wydobywają się nam kłęby pary. Przechodzimy wąwóz i wychodzimy przez wąskie przejście w górę, zastanawiając się dlaczego tak zimne miejsce nazwane jest Piekiełko? Czyżby nazwę nadawał mieszkaniec dalekiej Północy?
Dochodzimy do ostatniego tarasu widokowego, z widokiem w stronę Karłowa. Prosimy przechodzące starsze holenderskie małżeństwo o zrobienie nam wspólnego zdjęcia i idziemy dalej. Mocny wiatr i pierwsze krople deszczu nie zachęcają do dłuższego pobytu na otwartej przestrzeni. Z ulgą chowamy się między drzewami. Po jakimś czasie dochodzimy do znanego nam już rozwidlenia szlaków i schodzimy w kierunku zabudowań. Całe szczęście, deszcz postanawia nas oszczędzić i przestaje padać. Tym razem decydujemy się kupić w turystycznych straganach pocztowkę i magnes (tradycji musi stać się zadość). Po drodze zauważamy jeszcze gospodę, która kusi dużym napisem "PIEROGI". Nie dajemy się dwa razy prosić i wchodzimy do środka. Świeżutkie pierogi smakują wybornie, apetyty mamy wyostrzone. Zadowoleni wracamy do samochodu i ruszamy w kierunku Wałbrzycha, gdzie planujemy kolejny nocleg.
Tym razem nie korzystamy z Couchsurfingu, a z gościnności mamy naszych sąsiadów - pani Eli. I cóż, musimy przyznać, że po raz kolejny jesteśmy wręcz onieśmieleni życzliwością i gościnnością, której doświadczamy. Czeka na nas ciepły obiad z deserem, a do dyspozycji mamy dwa pokoje! Cóż za królewskie warunki :-)
Wielka Wyprawa 2017
Ten wpis jest kolejną opowieścią z cyklu "Wielka Wyprawa", opowiadającego o naszej 25-dniowej podróży po Europie z trójką małych dzieci, którą zrealizowaliśmy w czerwcu i lipcu 2017 roku.
W kolejnych artykułach opowiadamy Wam o naszych przeżyciach, pokazujemy piękne miejsca które odwiedziliśmy i dzielimy się anegdotami o niesamowitej ludzkiej życzliwości, której w trakcie podróży doświadczyliśmy - zarówno od zupełnie przypadkowych ludzi spotkanych po drodze, jak i przede wszystkim od Couchsurferów, dzięki którym ta podróż stała się możliwa (i dzięki którym przez 25 dni mieliśmy dach nad głową).
A oto wszystkie wpisy z cyklu Wielka Wyprawa:
1. Dzień 1 i 2: Szukając krasnoludków we Wrocławiu
2. Dzień 3: Szczeliniec Wielki
3. Dzień 4: Opowieści ze Skalnego Miasta w Adrspachu oraz wałbrzyskie Palmiarnia i Książ
4. Dzień 5: Zoo w Pradze
5. Dzień 6 i 7: Praga z trójką dzieci
6. Dzień 8: Między Pragą, a Schwarzwaldem - część 1. Karlstejn, Walhalla i steki ze strusia
7. Dzień 9 i 10: Między Pragą, a Schwarzwaldem - część 2. Niemieckie przysmaki, miasto-wyspa Lindau nad jeziorem Bodeńskim i Góra Małp
8. Dni 11-16: Tydzień w Schwarzwaldzie i okolicach
9. Dzień 17: Bajkowy Neuschwanstein i wędrówka po Tegelbergu
10. Dzień 18 i 19: Najpiękniejsze miejsca w Austrii: Salzburg i Halstatt
Jeśli podobają się Wam nasze artykuły, zapraszamy do komentowania i udostępnienia ich swoim znajomym - może w ten sposób zainspirujemy kogoś do mniejszych lub większych podróży, które są możliwe również z małymi dziećmi :-)
Garść informacji
Data: 13 czerwca 2017Forma: samochód, turystyka piesza
Dystans: 3,4 km wędrówki + 176 km samochodem (Wrocław -> Karłów -> Wałbrzych)
Trasa: Wrocław -> Karłów, Karłów - (żółtym szlakiem) - Schronisko PTTK "Na Szczelińcu" - Szczeliniec Wielki - (czerwonym szlakiem) - Karłów, Karłów -> Wałbrzych
Komentarze
Prześlij komentarz