Męskie trzy listopadowe dni w Tatrach

Końcem listopada nasz tata Krzysiek wybrał się z wujkiem Grześkiem na męski weekend w Tatrach. Przez trzy dni intensywnie wędrowali w Tatrach Zachodnich, zdobywając Giewont, przechodząc Czerwone Wierchy, Ornak, Grześ, Rakoń i Wołowiec i walcząc z potwornym wiatrem, mrozem i zimowymi warunkami powyżej 1800 m. Wrócili jednak bardzo zadowoleni i oczarowani pięknem Tatr, jesienno-zimowych krajobrazów i widma Brockenu...




22 listopada - Giewont i Czerwone Wierchy

Pierwszego dnia wczesnym ranem pojechaliśmy autobusem z Krakowa do Zakopanego. Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy na Nędzówce, skąd ruszyliśmy w kierunku Wielkiej Polany Małołąckiej i dalej na Giewont. Pod Giewontem mieliśmy bliskie spotkanie z kozicą, a podchodząc po łańcuchach pod słynny, zwieńczony krzyżem szczyt po raz pierwszy w tym roku mieliśmy styczność ze śniegiem. Sam szczyt schowany był w chmurach, więc widoki nie powalały. Pewnych wrażeń dostarczyło za to zejście ze szczytu - musieliśmy zachować dużą ostrożność na śliskim, skalistym odcinku z łańcuchami.


W drodze na Giewont

Bliskie spotkanie z kozicą

Słynny krzyż na Giewoncie

Zima na zejściu z Giewontu, jesień na Przełęczy Kondrackiej

W okolicach Przełęczy Kondrackiej widzieliśmy kolejne kozice, ale były zbyt daleko żeby uwiecznić je na zdjęciu. Zrobiliśmy sobie za to wspólne zdjęcie i ruszyliśmy na ośnieżoną i chowającą się w chmurach Kopę Kondracką. Ze szczytu schodzili akurat inni turyści, którzy ostrzegli nas, że na szczycie wieje jak w kieleckiem. I trzeba przyznać, że było to bardzo delikatne określenie... Wiało niesamowicie,  a sam szczyt chował się w gęstej, białej chmurze. 


Kopa Kondracka schowana w chmurach

Mroźno, biało i wietrznie

Takie warunki na grani Czerwonych Wierchów utrzymywały się przez cały dzień. Dookoła było bielutko od śniegu i mgły, silny i porywisty wiatr próbował nas przewrócić, a Grześkowi zdarł z plecaka osłonę przeciwdeszczową i tyle ją widzieliśmy. Pewne trudności sprawiało nawet wyszukiwanie szlaku - szczególnie w okolicach Krzesanicy, gdzie ścieżka nie prowadzi samym grzbietem (który jest przeorany skałami i szczelinami), a schodzi nieco poniżej na słowacką stronę.


Kilometrów w nogach przybywa, a krajobraz bez zmian

Na zejściu z Ciemniaka spotkaliśmy idących nam naprzeciw od Kirów kolegów i wspólnie zeszliśmy przez Dolinę Tomanową na Halę Ornak, gdzie przenocowaliśmy w tamtejszym schronisku.


Inny świat - schodzimy do Ornaka

23 listopada - Ornak, Starobociański Wierch, Trzydniowiański Wierch

Drugiego dnia rano przywitała nas znacznie lepsza pogoda. Było słonecznie, ciepło, wręcz wiosennie. Z werwą ruszyliśmy w góry - w planie mieliśmy wędrówkę przez Ornak na Starobociański Wierch i dalej przez Kończysty Wierch i Wołowiec do Doliny Chochołowskiej. 


Na podejściu pod Ornak wiosna

Dzisiejsze widoki wynagradzają nam wczorajszą mgłę

Gdy wyszliśmy na grzbiet Ornaku na wysokość 1800 m, wiosenna pogoda w ciągu 5 minut zmieniła się w zimę - znów smagał nas mroźny wiatr, a pod nogami chrzęścił zmrożony śnieg. Nad szczytami na horyzoncie kłębił się piękny wał fenowy, a dookoła rozpościerała się przepiękna panorama. Iście bajkowe warunki!


Ależ tu pięknie...

Ornak

A chmury się kłębią i wznoszą do nieba...

Niestety chwilę później weszliśmy w ten kłębiący się niby w oddali wał fenowy, zrobiło się jeszcze zimniej, a o widokach mogliśmy już jedynie pomarzyć. Wraz ze wzrostem wysokości przybywało śniegu, a wędrówka stała się ponownie walką z szalejącym wiatrem. Szczerze mówiąc, to nigdy wcześniej nie wędrowałem w tak mocnym wietrze, samo zachowanie równowagi stanowiło spore wyzwanie, nie mówiąc już o podchodzeniu na najwyższy na całej trasie Starobociański Wierch. Ze względu na wiatr na szczycie zrobiłem jedynie zdjęcie obrośniętemu lodem słupkowi granicznemu i rzuciliśmy się czym prędzej w stronę zejścia, na którym zresztą szliśmy "na czuja" - szlak był kompletnie zasypany i nie wyróżniał się od otoczenia.


Powrót do krainy wichru, mrozu i mgły

Szczyt Starobociańskiego Wierchu

Nasz plan zakładał dotarcie aż do Wołowca, ale walka z wiatrem tak nas zmęczyła, że postanowiliśmy skrócić trasę i zejść z Kończystego Wierchu do Doliny Chochołowskiej przez Trzydniowiański Wierch i Dolinę Jarząbczą.


Chwila odpoczynku od wiatru w zagłębieniu poniżej grani. Na Kończystym Wierchu decydujemy skrócić wędrówkę.

Wiatr nie słabnie, ale powoli schodzimy pod chmury

Tak wiało w okolicach Czubika, a to i tak słabiej niż w trakcie wędrówki na Starobociański Wierch!

Była to bardzo dobra decyzja - mimo, że wiatr wciąż był dość silny to w okolicach Czubika zeszliśmy poniżej chmur i przynajmniej mogliśmy cieszyć się pięknymi widokami i słońcem. Urzekła nas też panorama z Trzydniowiańskiego Wierchu.
W drodze na Trzydniowiański Wierch

Ośnieżony Czubik i wał fenowy nad Kończystym Wierchem z Trzydniowiańskiego Wierchu

Trzydniowiański Wierch, a daleko w tle Babia Góra

Z Trzydniowiańskiego Wierchu do schroniska na Polanie Chochołowskiej jest już niedaleko, więc zatrzymujemy się na szczycie nieco dłużej i schodzimy niespiesznie w Dolinę Tomanową.


Czubik, Kończysty Wierch i Jarząbczy Wierch

Zejście z Trzydniowiańskiego Wierchu do Doliny Jarząbczej


Wodospad na potoku Chochołowskim

Strudzeni wędrowcy przy schronisku ;-)


24 listopada - Grześ, Rakoń i widmo Brockenu na Wołowcu

Na trzeci dzień planujemy wyjście na Grzesia, Rakoń i Wołowiec. Pogoda znów dopisuje i podchodząc na Grzesia zastanawiam się czy na pewno mamy koniec listopada czy może jednak połowę maja ;-) Na Grzesiu zaś czekają na nas niesamowite widoki na ośnieżone szczyty po słowackiej stronie granicy i wciąż jesienny grzbiet prowadzący na Rakoń. 


Widoki spod Grzesia zaparły nam dech w piersiach

Ale widoki...

Na szczycie Grzesia

Grześ na Grzesiu ;-)

Między Grzesiem, a Rakoniem...

Przed Rakoniem, mniej więcej na wysokości 1700 m n.p.m. dopada nas zima - ubieramy zimowe kurtki, osłaniamy twarz i powoli przyzwaczajamy się do wiatru i mrozu. Całe szczęście śniegu nie ma jeszcze tak dużo i nie jest zmrożony - spokojnie możemy wędrować bez raków. Widoki zapierają dech w piersiach - jest świetna widoczność, a chmury przewalające się przez Wołowiec dodają tylko dodatkowego smaczku.
Jedzenie z takimi widokami smakuje wybornie :-)

Rakoń to niezwykle widokowy szczyt, a jak widać pogoda nam dopisała

Z Rakonia ruszamy na Wołowiec

Huraganowe porywy wiatru bardzo utrudniają podejście na Wołowiec. Chłopaki zostawiają mnie nieco z tyłu, ale koniec końców dołączam do nich na szczycie. A tam czeka na nas wielka niespodzianka - szczyt raz chowa się w chmurach, a raz chmury się przewiewają i odsłaniają widoki. Co więcej, przewalające się chmury przepływają pod nami, a świecące mocno południowe słońce rzuca na chmury nasze cienie tworząc niesamowite zjawisko - widmo Brockenu! Cień w tęczowej aureoli pojawia się i znika - nie możemy oderwać od niego wzroku. Niezwykłe przeżycie!


Jest Wołowiec, jest radocha i księżycowy krajobraz

Na Wołowcu zima w pełni...

Zejście z Wołowca i widok na Rohacze. Spostrzegawcze oko dostrzeże Rochackie Jeziorka ;-)


Widmo Brockenu na Wołowcu - niesamowite przeżycie!

Z Wołowca schodzimy z powrotem na przełęcz i stromym, dość śliskim zboczem schodzimy do Wyżniej Doliny Chochołowskiej. Wiatr cichnie zaraz po zejściu z grani i wreszcie możemy od niego odpocząć. Teraz czeka nas już tylko długa wędrówka Doliną Chochołowską do Siwej Polany i dalej ścieżką pod reglami do Kirów...



Na grani huragan, a kilka metrów niżej upragniona cisza...

Stromym, śliskim zboczem schodzimy do Wyżniej Doliny Chochołowskiej

Szałasy pasterskie na Polanie Chochołowskiej

Żegnamy się z Tatrami, do zobaczenia w przyszłym roku!

Garść informacji

Data: 22-24 listopada 2019 r.
Forma: turystyka piesza górska
Dystans: łącznie 54 km w trzy dni
Trasa:
1 dzień: Nędzówka - Wielka Polana Małołącka - Giewont - Przełęcz Kondracka - Kopa Kondracka - Małołączniak - Krzesanica - 
Ciemniak - Chuda Przełączka - Dolina Tomanowa - schronisko PTTK na Hali Ornak
2 dzień: schronisko PTTK na Hali Ornak - Ornak - Starobociański Wierch - Kończysty Wierch - Trzydniowiański Wierch - Dolina Jarząbcza - schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej
3 dzień: schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej - Grześ - Rakoń - Wołowiec - Wyżnia Chochołowska Dolina - Dolina Chochołowska - Siwa Polana - Kiry



Komentarze