U Smoka i w uniwersyteckich murach

W ostatnią niedzielę września obudziliśmy się rano i wyglądając przez okno z radością stwierdzliśmy, że nie pada deszcz. Niebo zasnute było co prawda warstwą burych chmur, które nie dawały wiele nadziei na słońce, ale było w miarę ciepło. Według prognoz dzień miał być bezdeszczowy, więc po kilku wcześniejszych dniach deszczu z ulgą przyjęliśmy takie warunki i postanowiliśmy ruszyć się z kanapy.

Za cel postawiliśmy sobie odwiedzenie wzgórza wawelskiego, na którym już dawno nie byliśmy, a także spacer po Starym Mieście. Komunikacja miejska dowiozła nas na Rondo Grunwaldzkie, skąd ruszyliśmy wzdłuż Wisły w kierunku Wawelu. Po kilku deszczowych dniach poziom rzeki był bardzo wysoki - zalane były ścieżki rowerowe poprowadzone brzegiem, a w wyraźnie szybszym niż zwykle nurcie płynęły konary, gałęzie i rozmaite śmieci. 




Przed dojściem do Wawelu zatrzymaliśmy się jeszcze przy Pomniku Psiej Wierności - upamiętniającym psa Dżoka, który w latach 1990-1991 przez ponad rok czekał na Rondzie Grunwaldzkim na swojego pana, zabranego przez karetkę pogotowia.

Będąc na wzgórzu wawelskim podziwialiśmy imponujący bluszcz, który gęstą siecią oplata zamkowe budynki, a także poszliśmy na piękny, biały, dziedziniec arkadowy. Prześcigaliśmy się nawzajem w wyszukiwaniu ciekawych detali architektury i zadawaniu sobie zagadek na spostrzegawczość. Z dziedzińca wróciliśmy na taras z widokiem na zakole Wisły, gdzie znajduje się zeście do Smoczej Jamy - jaskini, w której przed wiekami miał żyć Smok Wawelski! Tato kupił bilet wstępu (3 zł, dzieci do lat 7 wchodzą gratis!) i zaczęliśmy schodzić po wąskich, krętych schodkach. Niestety, nie liczyliśmy stopni, ale schodziło się na tyle długo, że zaczęło nam się kręcić w głowach. W końcu schody się skończyły, a my znaleźliśmy się w sporej, wapiennej jaskini. Nieliczne lampki dawały delikatną poświatę, dzięki której nieco pewniej przemieszczaliśmy się przez mroczną grotę. Oli nie podobały się te ciemności i domagała się jak najszybszego wyjścia na powierzchnię, natomiast Antek i Kacper byli wyraźnie podekscytowani zwiedzaniem smoczego lokum. Muszę przyznać, że grota okazała się dużo większa, niż się spodziewałem i jej zwiedzenie stanowiło dla chłopców sporą frajdę.





Spod Wawelu poszliśmy Plantami w kierunku Rynku. Wstąpiliśmy na mszę świętą w kolegiacie św. Anny, skąd już mieliśmy tylko dwa kroki do zabytkowych budynków Uniwersytetu Jagielońskiego. Weszliśmy na chwilkę w Zaułek Estreichera, skrywający uroczy drewniany balkon ozdobiony kwiatami, a także popiersia kilku słynnych profesorów i absolwentów UJ. Nieco dłuższą chwilę spędziliśmy za to na dziedzińcu Collegium Maius i żałujemy tylko, że byliśmy tam o równej 13-tej, a nie godzinę później. O parzystych godzinach można bowiem być świadkiem pochodu historycznych postaci pod grającym zegarem! Widzieliśmy w tym roku coś podobnego pod praskim Orlojem, na krakowską wersję jeszcze widocznie przyjdzie czas... Z dziedzińca Collegium Maius przeszliśmy jeszcze wąskim, pięknie zdobionym przejściem do ogrodu profesorskiego, który jednak nie okazał się zbyt ciekawy dla naszych dzieci.





Garść informacji

Data: 24 września
Forma: turystyka piesza
Dystans: ciężko powiedzieć :-)
Trasa: Rondo Grunwaldzkie -> Bulwary Wiślane -> pomnik psiej wierności -> Zamek Królewski na Wawelu -> Smocza Jama -> Planty -> kolegiata św. Anny -> Collegium Maius -> Rynek Główny

Komentarze