Wrzesień tego roku okazał się dla nas bardzo obfity w wędrówki po Bieszczadach. W dwa tygodnie po zdobyciu zamglonych Rawek i Kremenarosa wybraliśmy się bowiem na Połoninę Caryńską. Podobnie jak poprzednim razem tak i teraz towarzyszyli nam dziadzio i babcia oraz dwie ciocie - z naszego stałego składu brakowało tylko mamy, za to Ola była zwarta i gotowa do wędrowania w turystycznym nosidle ;-)
Prognozy pogody na ten dzień były dużo lepsze niż ostatnio, choć poranek nie napawał nas optymizmem. Gdy wyjeżdżaliśmy z Krosna niebo było zachmurzone, a po drodze złapał nas kilkukrotnie deszcz. Całe szczęście - im bliżej Bieszczad, tym lepsza pogoda. Gdy zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej przy serpentynach za Szczerbanówką niebo zaczęło się wypogadzać.
Po dojechaniu na parking w Brzegach Górnych czekała nas niemiła niespodzianka - guma w tylnym kole. Było to o tyle denerwujące, że planowaliśmy odstawić jeden z samochodów do Ustrzyk Górnych i dopiero później ruszyć na szlak. Całe szczęście - mieliśmy zapasowe koło i guma kosztowała nas jedynie trochę opóźnienia w rozpoczęciu wędrówki... Warto w sumie wspomnieć, że - wbrem naszym obawom - w połowie września wciąż w Bieszczadach bardzo sprawnie funkcjonują busiarze i manewr z zostawianiem samochodu w Ustrzykach był prawdopodobnie objawem przesadnej zapobiegliwości.
Koniec końców ruszyliśmy na szlak, który dość szybko wchodzi w las. Na krawędzi lasu można jeszcze na chwilę zboczyć na cerkwisko i cmentarz - pozostałości świadczące o dawnych mieszkańcach nieistniejącej już wsi Berehy Górne. Cerkiew została spalona w 1946 roku, a po wsi liczącej niegdyś kilkuset mieszkańców zostało obecnie jedno gospodarstwo i punkt kasowy BdPN... Po około 45 minutach doszliśmy do drewnianej wiaty, przy której urządziliśmy krótką przerwę i posililiśmy się drożdżowymi rogalami. Powyżej wiaty las się miejscami przerzedza, przechodziliśmy też przez kilka polanek, z których otwierały się pierwsze widoki na zbocza Rawek i Działu. Słoneczko pięknie przygrzewało i z zapałem szukaliśmy co bardziej złotych i czerwonawych liści.
Po około półtorej godzinie wyszliśmy ponad górną granicę lasu. Z każdym krokiem widoki stawały się coraz lepsze, a pogoda zachęcała do niespiesznego ich podziwiania. Jeszcze przed dojściem do grzbietu zdecydowaliśmy się zjeść obiad i okazało się to bardzo dobrą decyzję - na grzbiecie strasznie wiało. Podmuchy wiatru były na tyle silne i chłodne, że zmusiły nas do założenia polarów i kurtek - całe szczęście, że przezornie mieliśmy to wszystko zapakowane. Po raz kolejny przekonaliśmy się w górach pogoda zmienia się naprawdę szybko i w przeciągu piętnastu minut z warunków na krótki rękaw mogą się zrobić warunki na gruby sweter, kurtkę i czapkę.
Smagani przez wiatr kontynuowaliśmy wędrówkę przez Połoninę Caryńską. W przeciwieństwie do naszego wypadu na Rawki widoczność była fenomenalna. A z Caryńskiej widoki są na wszystkie strony - Dwernik-Kamień i pasmo Otrytu na północy, grupa Halicza i Tarnicy na wschodzie, Rawki i pasmo graniczne na południu oraz Połonina Wetlińska ze Smerkiem na zachodzie. Jakby tego było mało, daleko na wschodzie rysowały się na niebiesko najwyższe szczyty ukraińskiej części Bieszczad - Pikuj, Ostra Hora i Połonina Równa. Góry powoli zaczynały się żółcić i pomarańczowieć, choć daleko im jeszcze było do najjaskrawszych kolorów jesieni - na te trzeba byłoby pewnie poczekać jeszcze z miesiąc..
Szum wiatru podziałał usypiająco na Olę, która spała smacznie w nosidle, opatulona dodatkowo w Antkowy polar. Przejście całej połoniny zajęło nam dobrze ponad godzinę, a stawanie czoła porywistemu wiatrowi mocno nas zmęczyło. Z ulgą powitaliśmy więc wejście w las - wśród drzew było znacznie cieplej, łatwiej też było iść. Wszędzie otaczała nas zieleń i żółć bukowych liści, a po drodze mieliśmy jeszcze jedną niespodziewaną atrakcję - spotkaliśmy czterech niezwykłych wędrowców, ubranych w stroje Bojków, Rusinów i Wikingów z przełomu XII i XIII wieku. Byli to chłopaki z rzeszowskiej grupy rekonstrukcji historycznej. Trzeba przyznać, stroje mieli przednie!
Po około 90 minutach doszliśmy w końcu do Ustrzyk Górnych, zdążyliśmy jeszcze podbić książeczkę GOT i tradycyjnie kupić pocztówkę. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na punkcie widokowym nad Lutowiskami, skąd rozpościerała się przepiękna panorama na bieszczadzkie połoniny i ukraińskie Beskidy Skolskie. Po raz kolejny Bieszczady nas zachwyciły, a jak przyznał sam Kacper - "no, teraz to już rozumiem dlaczego tak często chodzimy po górach" :-)
Forma: turystyka piesza
Dystans: 8.8 km
Trasa: Brzegi Górne -> Połonina Caryńska (Głównym Szlakiem Beskidzkim) -> Ustrzyki Górne
koszt parkingów BdPN (w Brzegach Górnych i w Ustrzykach Górnych): 12 zł / samochód osobowy
Prognozy pogody na ten dzień były dużo lepsze niż ostatnio, choć poranek nie napawał nas optymizmem. Gdy wyjeżdżaliśmy z Krosna niebo było zachmurzone, a po drodze złapał nas kilkukrotnie deszcz. Całe szczęście - im bliżej Bieszczad, tym lepsza pogoda. Gdy zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej przy serpentynach za Szczerbanówką niebo zaczęło się wypogadzać.
Po dojechaniu na parking w Brzegach Górnych czekała nas niemiła niespodzianka - guma w tylnym kole. Było to o tyle denerwujące, że planowaliśmy odstawić jeden z samochodów do Ustrzyk Górnych i dopiero później ruszyć na szlak. Całe szczęście - mieliśmy zapasowe koło i guma kosztowała nas jedynie trochę opóźnienia w rozpoczęciu wędrówki... Warto w sumie wspomnieć, że - wbrem naszym obawom - w połowie września wciąż w Bieszczadach bardzo sprawnie funkcjonują busiarze i manewr z zostawianiem samochodu w Ustrzykach był prawdopodobnie objawem przesadnej zapobiegliwości.
Koniec końców ruszyliśmy na szlak, który dość szybko wchodzi w las. Na krawędzi lasu można jeszcze na chwilę zboczyć na cerkwisko i cmentarz - pozostałości świadczące o dawnych mieszkańcach nieistniejącej już wsi Berehy Górne. Cerkiew została spalona w 1946 roku, a po wsi liczącej niegdyś kilkuset mieszkańców zostało obecnie jedno gospodarstwo i punkt kasowy BdPN... Po około 45 minutach doszliśmy do drewnianej wiaty, przy której urządziliśmy krótką przerwę i posililiśmy się drożdżowymi rogalami. Powyżej wiaty las się miejscami przerzedza, przechodziliśmy też przez kilka polanek, z których otwierały się pierwsze widoki na zbocza Rawek i Działu. Słoneczko pięknie przygrzewało i z zapałem szukaliśmy co bardziej złotych i czerwonawych liści.
Po około półtorej godzinie wyszliśmy ponad górną granicę lasu. Z każdym krokiem widoki stawały się coraz lepsze, a pogoda zachęcała do niespiesznego ich podziwiania. Jeszcze przed dojściem do grzbietu zdecydowaliśmy się zjeść obiad i okazało się to bardzo dobrą decyzję - na grzbiecie strasznie wiało. Podmuchy wiatru były na tyle silne i chłodne, że zmusiły nas do założenia polarów i kurtek - całe szczęście, że przezornie mieliśmy to wszystko zapakowane. Po raz kolejny przekonaliśmy się w górach pogoda zmienia się naprawdę szybko i w przeciągu piętnastu minut z warunków na krótki rękaw mogą się zrobić warunki na gruby sweter, kurtkę i czapkę.
Smagani przez wiatr kontynuowaliśmy wędrówkę przez Połoninę Caryńską. W przeciwieństwie do naszego wypadu na Rawki widoczność była fenomenalna. A z Caryńskiej widoki są na wszystkie strony - Dwernik-Kamień i pasmo Otrytu na północy, grupa Halicza i Tarnicy na wschodzie, Rawki i pasmo graniczne na południu oraz Połonina Wetlińska ze Smerkiem na zachodzie. Jakby tego było mało, daleko na wschodzie rysowały się na niebiesko najwyższe szczyty ukraińskiej części Bieszczad - Pikuj, Ostra Hora i Połonina Równa. Góry powoli zaczynały się żółcić i pomarańczowieć, choć daleko im jeszcze było do najjaskrawszych kolorów jesieni - na te trzeba byłoby pewnie poczekać jeszcze z miesiąc..
Szum wiatru podziałał usypiająco na Olę, która spała smacznie w nosidle, opatulona dodatkowo w Antkowy polar. Przejście całej połoniny zajęło nam dobrze ponad godzinę, a stawanie czoła porywistemu wiatrowi mocno nas zmęczyło. Z ulgą powitaliśmy więc wejście w las - wśród drzew było znacznie cieplej, łatwiej też było iść. Wszędzie otaczała nas zieleń i żółć bukowych liści, a po drodze mieliśmy jeszcze jedną niespodziewaną atrakcję - spotkaliśmy czterech niezwykłych wędrowców, ubranych w stroje Bojków, Rusinów i Wikingów z przełomu XII i XIII wieku. Byli to chłopaki z rzeszowskiej grupy rekonstrukcji historycznej. Trzeba przyznać, stroje mieli przednie!
Po około 90 minutach doszliśmy w końcu do Ustrzyk Górnych, zdążyliśmy jeszcze podbić książeczkę GOT i tradycyjnie kupić pocztówkę. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na punkcie widokowym nad Lutowiskami, skąd rozpościerała się przepiękna panorama na bieszczadzkie połoniny i ukraińskie Beskidy Skolskie. Po raz kolejny Bieszczady nas zachwyciły, a jak przyznał sam Kacper - "no, teraz to już rozumiem dlaczego tak często chodzimy po górach" :-)
Garść informacji
Data: 16 września 2017r.Forma: turystyka piesza
Dystans: 8.8 km
Trasa: Brzegi Górne -> Połonina Caryńska (Głównym Szlakiem Beskidzkim) -> Ustrzyki Górne
koszt parkingów BdPN (w Brzegach Górnych i w Ustrzykach Górnych): 12 zł / samochód osobowy
Komentarze
Prześlij komentarz