Data: 8-9 października 2016 r. (sobota, niedziela)
Trasa:
Wśród wszystkich naszych tegorocznych wycieczek jest jedna szczególna - wzięli w niej udział bowiem tylko Mama i Tata.
A było to tak... Dziadkowie zaproponowali, że zaopiekują się przez weekend całą trójeczką dzieciaków, a rodzice zawiozą ciocię Anię do Starego Sącza i będą mogli się gdzieś wspólnie wybrać. Gdy nadarza się taka okazja, grzechem byłoby nie skorzystać. Rodzice bez chwili wahania zgodzili się na taki układ i po szybkim spojrzeniu na mapę Beskidu Sądeckiego zapadła decyzja - ruszamy na Przehybę.
Przehyba (1175 m n.p.m.) to szczyt w paśmie Radziejowej, z którego przy dobrej pogodzie rozpościerają się fenomenalne widoki na Pieniny, Spisz i majestatyczne Tatry.
Na szlak ruszyliśmy z Rytra. Znaki koloru niebieskiego prowadziły nas po asfaltowej, a następnie szutrowej drodze wzdłuż Roztoki, by następnie skręcić na leśne ścieżki. Niestety, pogoda nie była dla nas łaskawa. Po godzinie od wymarszu zaczął padać deszcz, a niebo zasnuło się gęstymi chmurami. Co gorsza, po minięciu Wietrznych Dziur (1038 m n.p.m.) - od wysokości około 1000 metrów - deszcz zamienił się w śnieg, którego z każdym krokiem przybywało. Na zboczach Wielkiej Przehyby było go już całkiem sporo - około 30-40 cm - i miejscami ścieżka była kompletnie nie do przejścia. Dodatkowo weszliśmy w chmurę i widoczność była ograniczona do 50 metrów.
Zziębnięci i przemoczeni dotarliśmy w końcu do schroniska na Przehybie. Musimy przyznać, że udało się nam dotrzeć w ostatnim momencie - 20 minut później zrobiło się kompletnie ciemno. W schronisku było na szczęście ciepło i sucho. Rozebraliśmy szybko nasze przemoczone ubrania i rozgrzaliśmy się kubkiem herbaty i ciepłym posiłkiem.
Na drugi dzień obudziliśmy się około 7. Pogoda nieco się poprawiła. Chmury podniosły się i widoczność była już lepsza. Nie padał też śnieg. Nasze buty i ubrania zdążyły na szczęście przeschnąć, toteż chcąc wykorzystać względnie dobrą pogodę zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy na szlak.
Po wyjściu ze schroniska ze zdziwieniem zauważyliśmy znajdującą się tuż obok wieżę - poprzedniego dnia kompletnie nie było jej widać. Jak już pisaliśmy widoczność była lepsza - spod schroniska widzieliśmy Pieniny, Dzwonkówkę i Spisz. Tatry niestety spowite były grubą warstwą chmur.
Czerwony szlak poprowadził nas przez Złomisty Wierch na Radziejową (1262 m n.p.m.). Na najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego weszliśmy na oblodzoną wieżę widokową, jednak dookoła widać było jedynie mleko - szczyt był schowany w chmurach.
W trakcie gdy piliśmy herbatę z termosu, dołączył do nas wędrowiec z potężnym plecakiem. Jak się okazało podczas rozmowy, od dwóch tygodni wędrował on Głównym Szlakiem Beskidzkim i planował dojść aż do Wołosatego w Bieszczadach.
Z Radziejowej zeszliśmy na Przełęcz Żłobki, skąd skręciliśmy na niebieski szlak rowerowy - zaprowadził nas z powrotem do Rytra.
Trasa:
- Kraków -> Krosno (samochodem)
- Krosno -> Rytro (samochodem)
- Rytro -> Wdżary Niżne -> Pod Złomistym Wierchem -> Schronisko PTTK na Przehybie (pieszo)
- Schronisko PTTK na Przehybie -> Wierch Przehyby -> Radziejowa -> Przełęcz Żłobki -> niebieski szlak rowerowy -> Rytro (pieszo)
Wśród wszystkich naszych tegorocznych wycieczek jest jedna szczególna - wzięli w niej udział bowiem tylko Mama i Tata.
A było to tak... Dziadkowie zaproponowali, że zaopiekują się przez weekend całą trójeczką dzieciaków, a rodzice zawiozą ciocię Anię do Starego Sącza i będą mogli się gdzieś wspólnie wybrać. Gdy nadarza się taka okazja, grzechem byłoby nie skorzystać. Rodzice bez chwili wahania zgodzili się na taki układ i po szybkim spojrzeniu na mapę Beskidu Sądeckiego zapadła decyzja - ruszamy na Przehybę.
Przehyba (1175 m n.p.m.) to szczyt w paśmie Radziejowej, z którego przy dobrej pogodzie rozpościerają się fenomenalne widoki na Pieniny, Spisz i majestatyczne Tatry.
Na szlak ruszyliśmy z Rytra. Znaki koloru niebieskiego prowadziły nas po asfaltowej, a następnie szutrowej drodze wzdłuż Roztoki, by następnie skręcić na leśne ścieżki. Niestety, pogoda nie była dla nas łaskawa. Po godzinie od wymarszu zaczął padać deszcz, a niebo zasnuło się gęstymi chmurami. Co gorsza, po minięciu Wietrznych Dziur (1038 m n.p.m.) - od wysokości około 1000 metrów - deszcz zamienił się w śnieg, którego z każdym krokiem przybywało. Na zboczach Wielkiej Przehyby było go już całkiem sporo - około 30-40 cm - i miejscami ścieżka była kompletnie nie do przejścia. Dodatkowo weszliśmy w chmurę i widoczność była ograniczona do 50 metrów.
Zziębnięci i przemoczeni dotarliśmy w końcu do schroniska na Przehybie. Musimy przyznać, że udało się nam dotrzeć w ostatnim momencie - 20 minut później zrobiło się kompletnie ciemno. W schronisku było na szczęście ciepło i sucho. Rozebraliśmy szybko nasze przemoczone ubrania i rozgrzaliśmy się kubkiem herbaty i ciepłym posiłkiem.
Na drugi dzień obudziliśmy się około 7. Pogoda nieco się poprawiła. Chmury podniosły się i widoczność była już lepsza. Nie padał też śnieg. Nasze buty i ubrania zdążyły na szczęście przeschnąć, toteż chcąc wykorzystać względnie dobrą pogodę zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy na szlak.
Po wyjściu ze schroniska ze zdziwieniem zauważyliśmy znajdującą się tuż obok wieżę - poprzedniego dnia kompletnie nie było jej widać. Jak już pisaliśmy widoczność była lepsza - spod schroniska widzieliśmy Pieniny, Dzwonkówkę i Spisz. Tatry niestety spowite były grubą warstwą chmur.
Czerwony szlak poprowadził nas przez Złomisty Wierch na Radziejową (1262 m n.p.m.). Na najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego weszliśmy na oblodzoną wieżę widokową, jednak dookoła widać było jedynie mleko - szczyt był schowany w chmurach.
W trakcie gdy piliśmy herbatę z termosu, dołączył do nas wędrowiec z potężnym plecakiem. Jak się okazało podczas rozmowy, od dwóch tygodni wędrował on Głównym Szlakiem Beskidzkim i planował dojść aż do Wołosatego w Bieszczadach.
Z Radziejowej zeszliśmy na Przełęcz Żłobki, skąd skręciliśmy na niebieski szlak rowerowy - zaprowadził nas z powrotem do Rytra.
Pocztówka z Przehyby i Radziejowej |
Komentarze
Prześlij komentarz